Czytelnia

Magia czułej obecności

Magia czułej obecności

Czwartek, Grudzień 29, 2022

Potęga świadomego macierzyństwa i tacierzyństwa

"Młodzi ludzie bezsprzecznie potrzebują wsparcia w postaci miłości, ale także możliwości obserwowania, jak z różnymi sprawami w życiu codziennym radzą sobie dorośli.(...) Mary Carlson, neurobiolog z Harvardu, przeprowadziła badania w rumuńskich sierocińcach i stwierdziła, że brak uwagi i dotyku, a także niska jakość opieki dziennej hamują wzrost dzieci i szkodliwie odbijają się na ich zachowaniu. Badania objęły sześćdziesięcioro maluchów w wieku od kilku miesięcy do trzech lat. Analizując próbki śliny, ustalano poziom kortyzolu w ich organizmach. Im bardziej dziecko było zestresowane, co objawiało podwyższonym poziomem kortyzolu, tym gorsze osiągało wyniki.

Badania na małpach i szczurach również wskazują na istotne powiązania między dotykiem, poziomem wydzielanego kortyzolu a rozwojem społecznym. Doświadczenia przeprowadzone przez Jamesa Prescotta, byłego dyrektora Wydziału Zdrowia i Rozwoju Dziecka Narodowych Instytutów Zdrowia, dowodzą, że u nowo narodzonych małp, pozbawionych kontaktu fizycznego z matką lub kontaktu społecznego z innymi osobnikami, występują nieprawidłowe profile stresu;

co więcej młode te ujawniają gwałtowne skłonności socjopatyczne. Kolejnym krokiem Prescotta było przeprowadzenie analizy różnych społeczeństw w oparciu o przyjęty w nich model wychowania dzieci. Prescott odkrył, że społeczeństwa, w których dzieciom okazuje się czułość i nie tłumi się seksualności, nastawione są pokojowo. W takich kulturach rodzice utrzymują fizyczny kontakt z dziećmi, na przykład nosząc je ze sobą przez cały dzień. Dla odmiany w społeczeństwach, w których skąpi się dzieciom dotyku, krzewi się przemoc. Brak fizycznej bliskości często wywołuje somatosensoryczne zaburzenia afektywne. Cechuje się ono fizjologiczną niezdolnością do zahamowania podnoszącego się poziomu hormonów stresu, co zwykle jest wstępem do wybuchu agresji.

Ustalenia Prescotta rzucają światło na przyczyny tak powszechnej w społeczeństwie amerykańskim przemocy. Zamiast propagować fizyczną bliskość, nasze obecne praktyki medyczne i psychologiczne często wręcz do niej zachęcają. Zaczyna się to od ingerencji lekarza, który tuż po narodzinach, zakłócając naturalną kolej rzeczy, odbiera noworodka matce i umieszcza go w oddzielnej, często dość odległej sali. Innym przykładem jest doradzanie rodzicom, żeby nie reagowali na płacz dziecka, ponieważ za bardzo je przez to rozpieszczają. Takie sposoby postępowania, rzekomo uzasadnione naukowo, z pewnością przyczyniają się do wysokiego poziomu agresji w naszym społeczeństwie. Mnóstwo wiadomości na temat związku między dotykiem, lub raczej jego brakiem, a skłonnością do przemocy można znaleźć na stronie internetowej www.violence.de.

Jak jednak wytłumaczyć to, że niektóre dzieci z rumuńskich sierocińców, pomimo historii krzywd i zaniedbania, wyrastają na istne "cuda odporności", jak okrślił je jeden z badaczy? Dlaczego w dalszym życiu tak dobrze sobie radzą, niejako na przekór dawnym przeciwnościom losu? Czyżby miały lepsze geny? Jak się słusznie domyślacie, takie wyjaśnienie zupełnie do mnie nie trafia. Bardziej prawdopodobne jest to, że biologiczni rodzice tych cudów odporności zapewnili im korzystniejsze środowisko prenatalne i okołoporodowe, a w kluczowych momentach rozwoju dostarczyli im odpowiednich składników odżywczych.

Dla rodziców adopcyjnych płynie stąd przestroga, żeby nie udawali, iż życie ich przybranego dziecka rozpoczęło się w chwili, gdy trafiło do nowego środowiska. Biologiczni rodzice mogli już wcześniej zaszczepić mu przekonanie, że jest niechciane czy niekochane. Jeśli miało szczęście, bardziej budujące, afirmatywne przekazy otrzymało od późniejszych opiekunów. Adopcyjni rodzice powinni zdawać sobie sprawę z prenatalnych i okołoporodowych uwarunkowań dziecka, w przeciwnym razie trudno im będzie poradzić sobie z problemami, jakie mogą pojawić się po adopcji. Mogą przeoczyć istotny fakt, że ich przysposobione dziecko to bynajmniej nie czysta tablica. Już noworodki przychodzą na świat z odciśniętym śladem doświadczeń dziewięciu miesięcy spędzonych w łonie matki. Lepiej w porę rozpoznać wdrukowane w podświadomy umysł dziecka programy i w razie potrzeby, starać się je zmienić.

Przesłanie dla rodziców, zarówno adopcyjnych, jak i biologicznych, jest jasne: geny waszego dziecka wyznaczają wyłącznie jego potencjał, nie decydują o przeznaczeniu. To do was należy zapewnienie mu środowiska, w którym będzie mogło w pełni się rozwijać.

(...) Cała moja wiedza nie zdała się na nic, dopóki nie podjąłem wysiłku, żeby zmienić samego siebie. Jeśli czytacie tę książkę i myślicie, że odmieni ona życie wasze i waszych dzieci, zachowujecie się jak ktoś, kto wierzy w cudowne "naprawcze" działanie środków farmaceutycznych. Niczego nie naprawicie, jeśli nie zaczniecie pracować nad sobą.

Oto moja rada i jednocześnie wyzwanie: odrzućcie bezpodstawne lęki i starajcie się nie zaszczepiać w podświadomych umysłach waszych dzieci niepotrzebnych obaw i hamujących rozwój przekonań. A przede wszystkim nie dawajcie posłuchu fatalistycznemu przesłaniu genetycznego determinizmu. Możecie pomóc dzieciom urzeczywistnić ich potencjał, możecie też odmienić swoje życie osobiste. Pamiętajcie, geny o niczym nie przesądzają.

Mając na uwadze to, czego uczą nas komórki na temat wzrostu i obrony, starajcie się jak najczęściej działać w trybie wzrostu. I nie zapominajcie o tym, że dla nas, ludzi, najpotężniejszym czynnikiem pobudzającym wzrost nie jest żadna elitarna szkoła, najfajniejsza zabawka czy najlepiej płatna praca. Świadomi rodzice, a także prorocy tacy jak Rumi, już na długo przed podjęciem badań nad komórkami i dziećmi z sierocińców dobrze wiedzieli, że zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych najlepszym czynnikiem wzrostu jest po prostu MIŁOŚĆ.

Życie przeżyte bez miłości nic nie znaczy

Miłość jest wodą życia

Pij ją sercem i duszą"

Bruce H. Lipton "Biologia Przekonań"

Brak komentarzy
Szukaj